sluchaj/listen
recenzje/reviews









Pierwsza płyta nowej warszawskiej wytwórni płytowej to kompilacja nagrań zainspirowanych tradycyjnymi pieśniami tybetańskimi.
Taki charakter albumu wskazywałby, że będziemy mieli do czynienia z próbami wpisania orientalnej tradycji dźwiękowej w nowoczesny kontekst muzyczny. I rzeczywiście tak się dzieje - ale tylko w kilku przypadkach. One Inch Of Shadow wprowadza w wijący się strumień ambientowego dźwięku przesuniętą na daleki plan kobiecą wokalizę. Stworywodne.Jaszczury dokonują odwrotnego zabiegu - umieszczają ludzki głos na przodzie utworu, szatkując go w laptopie na pocięte fragmenty i otaczając organowymi dźwiękami. Dalekie echa nepalskiej piosenki pojawiają się również w kompozycji Alexeia Borisowa - dziecięca rymowanka ginie jednak przytłoczona elektronicznymi skreczami. Sample instrumentów ludowych przewijają się przez utwór Emitera, stanowiąc kontrapunkt dla pulsującego motywu elektronicznego i otaczających wszystko szumów. Utwory te, stanowiąc próbę dokonania syntezy obu kultur, ukazują niemożnośa tej integracji. Motywy egzotyczne są tylko wykorzystywane przez europejskich twórców - nie ma mowy o ich równoprawności.
Niektórzy artyści idą jeszcze dalej - w kompozycjach Wolframa, Francisco Lopeza, Viona & Mema czy V/VM nie ma już niemal żadnych śladów orientalnej tradycji muzycznej. To przede wszystkim minimalistyczna elektronika sprowadzona do strumieni cyfrowych zakłóceń lub bardziej agresywnych zgrzytów i trzasków. Taka wizja nepalskiej tradycji oznacza jej klęskę w zetknięciu z industrialną cywilizacją Zachodu.
Kluczowym nagraniem na płycie wydaje się być jednak utwór Johannesa Bergmarka - "Eh-Ah". Wydobywa on ten pierwiastek dalekowschodniej duchowości, który jest starannie pomijany przez jej fascynatów: jednoznaczną poganskość, niepokojące otwarcie na działanie nieznanych sił duchowych i bliskość okultyzmu. Służy temu dźwiękowa konstrukcja nagrania: na stworzony z buddyjskiej mantry dron o transowym charakterze naniesione zostają dwa elementy - zdeformowany ludzki głos i pojawiające się niespodziewanie zgiełkliwe fale radiowego szumu. Proste - a jakże trafne i zastanawiające.
Na "Go-To-Cat-Man-Do" nie ma naiwnego zachwytu Dalekim Wschodem - jest raczej próba odniesienia sie do tej egzotycznej kultury z dystansem, a w niektórych przypadkach - wręcz z nieufnością. Co ciekawe - dzięki temu efekty pracy większości artystów są bardziej intrygujące, niż mogłyby być w pierwszym przypadku.
 
Paweł Gzyl [GAZ-ETA, NR 33, lipiec 2005] http://www.gaz-eta.vivo.pl]
"Go-To-Cat-Man-Do" to swoista wizytówka Monotype, a jednocześnie przegląd istotnej części naszego undergroundu. Ale nie tylko, bo w projekcie udział wzięli i szacowni zagraniczni goście, m.in. Francisco Lopez, Alexei Borisov czy V/Vm, Niemal wszystkie zawarte w albumie utwory wyrastają z tradycji postindustrialu - od elektroakustycznych pejzaży, przez kolaż, prepar, improwizację. Wiele nosi przy tym (mniej lub bardziej bezpośrednie) piętno orientalnej duchowości, inspiracją dla płyty była wszakże tradycyjna muzyka nepalska. Mocny bezkompromisowy manifest.
 
Łukasz Iwasiński [Fluid nr 54, sierpień 2005]
Na składance Go-To-Cat-Man-Do (jak wiadomo Katmandu stolicą Nepalu jest) znalazły się nagrania dwunastu artystów (m.in. Wolfram, Stworywodne.Jaszczury, Emiter, One Inch of Shadow, Alexei Borisov, Francisco Lopez, Patryk Zakrocki), którzy odpowiedzieli na zaproszenie wytwórni i sprostali jej wymaganiom - mianowicie przedłożono im stary nepalski utwór do własnej interpretacji. Pomysł przeni - tylko niestety jaki to utwór, z jakiej płyty, dlaczego właśnie nepalski, a nie np. bengalski czy mikronezyjski nie stoi nigdzie napisane. Zderzenie dwóch światów na poziomie wykorzystanych instrumentów, kompozycji i wrażliwości dało ciekawy muzycznie efekt, nawet bardzo daleki od swego wschodniego pierwowzoru. Owszem, duch medytacji często unosi się nad dźwiękami tej płyty (Wolfram, One Inch of Shadow, Emiter), jednak z owego reflrksyjnego stanu możemy zostać gwałtownie wybici poprzez spreparowane, hałaśliwe trzaski (Vion & Mem, Robert Piotrowicz) charakterystyczne dla postindustrialnej kultury zachodu.
 
Marek Włodarski [Lampa nr 19, wrzesień 2005]
Tak interesującej i dobrej kompilacji już dawno nie było na rodzimym rynku. Warszawska wytwórnia Monotype określa się jako firma promująca muzykę kreatywną. A ta składanka kapitalnie to podkreśla. Część wykonawców pochodzi z Polski (Wolfram, Za Siódmą Górą, Patryk Zakrocki, Emiter), ale są i znakomitości zza granicy (Francisco Lopez, Johannes Bergmark, Alexei Borisov czy kolektyw V/VM). Punkt wyjścia dla każdego utworu stanowią tradycyjne pieśni nepalskie. Każdy z artystów przeniósł je we własną audiosferę. Powstał z tego niezwykle ciekawy, abstrakcyjny i nieco mroczny kolaż. Jest i noise, utwory bliższe ambientowi, elektroakustyczne eksperymenty - istna deformacja pieśni z Nepalu. Niezwykła to płyta, miks tradycji Wschodu z nowoczesnością Zachodu w ultraradykalnym wydaniu.
 
Robert Moczydłowski [clubber.pl]
składanki / compilations




Go-To-Cat-Man-Do
MonotypeRec. | mono 001 | 05.2005


01. Wolfram - T
02. Za Siódmą Górą - Nepalaia
03. One Inch of Shadow - Pieśń 9
04. Stworywodne.Jaszczury - Untitled
05. Patryk Zakrocki - Nepal
06. Francisco Lopez - Untitled #165
07. Johannes Bergmark - Eh-Ah
08. Alexei Borisov - Saunabar Skretch RMX
09. Viön & Mem - Kontra
10. Emiter - Untitled
11. V/Vm - Untitled
12. Robert Piotrowicz - At The Body Speech

SCHOWAJ / HIDE