sluchaj/listen











Mgławice filigranowych szumów i trzasków tworzą środowisko kapryśne jak świat natury. Pośród chaotycznych trajektorii zawiązują się ulotne motywy o niezwykłej, emocjonalnej sile. Chropawe brzmienia o organicznym posmaku niepostrzeżenie budują atmosferę romantycznej melancholii. Najciekawszy producent sceny CD-R ujawnił nowe oblicze. W tej serii dźwiękowych studiów na przecięciu muzyki otoczenia, tradycji elektroakustycznych oraz hałaśliwej mikroelektroniki podąża ścieżką bliską Gas czy Fennesza. Przepiękna płyta o psychoaktywnej sile i metafizycznym oddechu.

Rafał Księżyk | AKTIVIST! | nr 35 | 29.04-31.05.2002
"Atol Drone" to bez wątpienia jedna z polskich "płyt roku 2002". Wolfram - najciekawszy z posttechnowych producentów aktywnych na scenie CD-R - wkroczył na nową ścieżkę. Każda jego płyta ukazuje kolejny etap artystycznej ewolucji. Tym razem słyszymy go, jak wkracza na jedną z najbardziej kreatywnych ścieżek nowej elektroniki. "Atol Drone" przynosi studia, które wynurzając się z tradycji elektroakustycznych, mając za sobą doświadczenia industrialu i techno, nawiązuja do mikrotonalnej muzyki hałasu i bliskiej jej nowej muzyki otoczenia. To wyciszona, kameralna płyta. Główną jej osnowę stanowią kapryśne jak świat dźwięków natury, mgławice filigranowych szumów i trzasków. W tym chaotycznym środowisku zawiązują się ulotne motywy o niezwykłej emocjonalnej sile, romantyczne i rozmarzone. Nie ma jednak kontrastu - owe wątki splatają się tu, co stanowi o klasie muzyki. Arcydzieła takich ciepłych i egzotycznych, romantycznych hałaśliwych pejzaży pokazali Gas i Fennesz. Ten drugi, pracujący z laptopem gitarzysta z Austrii, jest autorem najważniejszej płyty 2001 roku - "Endless Summer". To kapitalne epitafium dla rockowej "nastrojowości" i introwertyzmu, które ostatnio - za sprawą Radiohead czy Sigur Ros - triumfują w najbardziej pretensjonalnym wydaniu. Fennesz zgłębia "psychologię" balladowej emocjonalności niczym przez mikroskop. Melancholijne piękno jego muzyki jest ulotną konstrukcją zaistniałą tylko na chwilę w chaosie otoczenia, które nie poddaje się naszej utopijnej fantazji tak łatwo, jakbyśmy tego chcieli. Można to również odnieść do "Atol Drone" - przepięknej płyty o psychoaktywnej sile wyrazu i metafizycznym oddechu. Dobrze sobie pomyśleć, iż najbardziej niezwykły z tych utworów, ten gdzie Wolfram remiksuje akustyczne improwizacje Patryka Zakrockiego (Tupika, Galimadjaz, EA), miał pierwotnie ukazać się w poprzedniej edycji Anteny Krzyku na "polskiej składance", która nie doszła do skutku...

Rafał Księżyk, Antena Krzyku 1/2002
Trzecie wydawnictwo stołecznego projektu Wolfram to dźwiękowy zapis impresji autora "Atol Drone" po wizycie na polinezyjskim atolu, gdzie mieści się opuszczona baza wojskowa, w której testowano wykorzystanie dźwięku jako broni. Muzyka jako autoterapia? Dlaczego nie... W domyśle możemy snuć przypuszczenia, że to, co słyszymy, ma odzwierciedlać panującą tam atmosferę. Czy tak jest rzeczywiście. Nie wiem, ale pozostałości po konstrukcjach będących akustycznymi zwierciadłami, jak i po urządzeniach służących do wytwarzania infradźwięków musiały budzić lęk i przygnębienie. Tak właśnie, od emocjonalnej strony, prezentuje się "Atol Drone". W przełożeniu na język dźwięku jest to muzyka tła, lecz bez typowej dla ambientu inercji. Wprawdzie nie ma przechyłu w drugą stronę, ale aktywność twórcy we wprowadzaniu elementów nie będących uzupełnieniem dla wszechobecnej, dźwiękowej nieoreśloności jest dobrze słyszalna i odczuwalna. Muzyka na "Atol Drone" nie zadowala się bytem drugoplanowym dla naszych myślowych projekcji, lecz poprzez swoją złożoność, sugestywność, rozłożenie akcentów i kontrapunktów staje się zaborcza - zmusza słuchacza do koncentracji, wsłuchiwania się w opowieść. Tak przynajmniej jest w początkowej i końcowej części płyty. Środek jest mniej ciekawy od reszty, utrzymany w lżejszej atmosferze, i chociaż nie wolny od noise'owych zmarszczek przebiegających po powierzchni utworów, to jednak brak mu niepokojących podskórnych buczeń czy zapętlonych fraz kontrabasu (?). Nie ma to jednak wpływu na intensywność odbioru, czy poczucie spowolnienia upływającego czasu. Ponad 50 minut dźwięków ważnych dla dorobku rodzimej sceny. Godne polecenia!!!

K.Sadza / COLD 4 (zima 2002)
An intriguing start to Atol Drone: a slow tapping, speaker hiss, a deep rumble and swinging metal pings a radio crackle burrs, breathing or faint voices and finally birds singing - we are at 'The edge (1)' of another layered experience. Moving 'SE' chord pulses accumulate with percussive shimmers, suddenly becoming louder and adding organ tones, click and bass loops building a gentle intensity before swirling keys to a subtle climax. 'S' is the remix of Zakroki's and opens with sub-aquatic strummings (in the atoll foreshores?) that are resonant and droney with a buzzing tone playing over, an Eastern atmosphere that somehow emerges is emphasised by horns and strings in the second half. As we move 'N' bursts of crackly white noise form a rhythmic underpinning to metallic ringing tones that increase and are joined by more edgy sounds to a climax and then long crackling fade. The atol's 'NW' is a place of dread - light taps, soft noises, echoes, squelched resonance and a melody is a dark surround for the embedded long sample, probably of the police radio, a relentless drive. A brief 'Flashback' of long tones buzz and crackle, some voices near the end, before the extended 'The edge (2)'. After an intro of layered tones we get a backwards melody and drones over a rumbling machine base, squiggly noises spiral over the top and the relative balances of sounds changes. Near halfway it fades through to a metallic processed percussion and little shimmers with a sirenish melody over and these interweave in a rumbling visceral play before a long fade with resonances and a final rain storm over the atol. These two albums from Wolfram (Mind Locations and Atol Drone) are excellent dark ambient excursions, and quite distinct.

Jeremy Keens, Ampersand Etcetera, Vol. 2002.11 Poland Special
The third release from a Warsaw based projekt called Wolfram is a sonic recording of the impressions left on the artist's mind during his visit to a Polinesian atoll with an abandoned military base which once witnessed the tests on the use of sounds as a weapon. Music meant as authotherapy? Why not? We may presume that what we hear is supposed to evoke the atmosphere of that particular place. Is it really so? I don't know but the eeriness of the derelict structures that once were a sort of acoustic mirrors and of the infrasound generators must have caused some trepidation and dejection. That is how you can find "Atol Drone" emotionally. Sonically speaking it is the music of background, free from the ambient typical inertia. Although it fails to be an "active" music, the employing of elements which aren't an appendix to the omnipresent sonic indefiniteness is evident. "Atol Drone" doesn't content itself with merely being a background to our mind projections. Owing to its complexity, suggestiveness, deployment of emphases and countepoint it is possessive; it makes you give all your attention to it. At least in the beginning and the end. The middle part isn't as interesting as the others, of lighter atmosphere; although not devoid of noisy corrugations flitting by on the crests of the tracks, it lacks the disqueiting subsurface hummings or looped phrases of double bass (?). That neither affects the intensity of the reception or slow nor slows down the pace of the passing time. It's 50+ minutes that are of true importance to the picture of the Polish sound-maker scene. Warmly recommended!

Krzysztof Sadza / eld rich plamer issue 11 / February 2003 / reviews, section 7
albumy solowe / solo albums




Atol Drone
Polycephal | 032002 | 03.2002


01. The Edge [1] 4:01
02. SE 6:32
03. S 6:39
04. N 6:27
05. NW 8:04
06. Flashback 2:44
07. The Edge [2] 18:01

SCHOWAJ / HIDE